Baleary 2015 – tym razem Ania dzieli się z nami swoimi wspomnieniami z rejsu żeglarskiego po wybrzeżach Majorki…
„Wczoraj był tu post o Karaibach, to ja dzisiaj wspomnę sierpniowe Baleary…
Jeśli mnie zapytacie, jaki był rejs z Darkiem dookoła Majorki, odpowiedź będzie krótka – wakacje życia! W tej sytuacji nie może być inaczej – wakacji życia będzie wkrótce więcej.
O wakacjach życia usłyszała już rodzina, 50 osób na ostatniej zaliczonej imprezie, manicurzystka, trzy miłe panie na lokalnym bazarze i sąsiad, co z psem na spacerze mnie mijał… „a gdzie się pani tak opaliła”, „bo wie pani, ja też pływam i jestem skiperem”.
Nie wiem, jakim skiperem jest sąsiad, ale rejsy z Darkiem to strzał w dziesiątkę! Dlatego sąsiada Wam nie polecę, a na rejsy z Darkiem możecie meldować się „w ciemno”.
Żeglowanie po Balearach to pewnie bułka z masłem w porównaniu z wyzwaniami, jakie stanowią fale Karaibów, ale i na wodach morza Balearskiego z pogodą bywało rozmaicie. Dlatego nie można powiedzieć, że doświadczyliśmy nużących upałów.
Jak żeglujecie, to wiecie – upały na wodzie nie są nużące, jeśli żagle rozwinięte „pchają” łódź przed siebie. Kiedy zaś wiatr nie dość silny… na morzu pomocny staje się… silnik.
Ciekawa rzecz – ci, co na jeziorach doświadczyli żeglarstwa, oburzeni tym silnikiem bywają i zdziwieni, bo przecież: jak to silnik zamiast żagli? Co gorsze – żagle z silnikiem na raz?
Zaskoczenie jest pełne, kiedy dowiadujesz się, że nie tylko to nie dyshonor, ale wręcz kary czekają za pływanie na żaglach zamiast na silniku, w bliskim sąsiedztwie wejścia do mariny. O tej i innych ciekawostkach, najlepiej opowie Wam sam Darek, który nie tylko uczy, jak być wilkiem morskim (lub wilczycą), ale przy okazji zasypuje załogantów dziesiątkami żartów, dowcipów i historii wszelkich.
Trudno w takich warunkach nie złapać „bakcyla morskiego”. I jeszcze może powiem, że świat z morza to inna rzeczywistość. Perspektywa widziana „zza fali” bywa dzika, bywa romantyczna, ale przede wszystkim daje coś jakby poczucie wolności, że nie wspomnę nieskromnie o czymś w rodzaju wyższości wobec wszystkich tych, którzy w tłoku, upale, hałasie, doświadczają Majorki z perspektywy szczura lądowego.
Jeśli Wam się wydaje, że i jedno i drugie jest urokliwe (każde na swój sposób), zawsze z łodzi możecie wieczorem przepłynąć się gumowym „Zodiakiem” (jak będziecie mili dla Skipera) i doświadczyć „raju na ziemi” pełnego uciech wszelkich i używek wspierających. Po co? Po to, żeby na koniec wrócić na pokład i móc doświadczyć adrenaliny innego rodzaju – snoorkowania z dala od lądu, ucztowania i picia na łonie Neptuna (a może Posejdona?) i kołysania fal – do snu i wszystkiego innego…
Fale? No właśnie – byłabym zapomniała. Słyszeliście legendy o chorobach morskich? Że niby nie wiecie, czy macie? Nie doświadczysz – się nie dowiesz. Nie zaznasz – nie zwalczysz. Dajcie sobie szansę na przeżycie czegoś innego. Gwarantuję Wam że po trzecim dniu ewentualnego kryzysu błędnikowego, będziecie dostrzegać już tylko zalety rejsu, a z każdym dniem zbliżającym Was do wyjazdu, marzenia o kolejnych wakacjach na wodzie będą pełniejsze i pewniejsze.
A jak kolejne rejsy to najlepiej ze znanym i sprawdzonym Skiperem… nie żeby słodzić, ale Darek okazał się być nie tylko odpowiedzialnym i doświadczonym sternikiem-kapitanem-skiperem (zdania co do nazewnictwa były „na łódce” podzielone), ale też świetnym kompanem i moderatorem codziennych dziennych i wieczornych… czego? A tego musicie się sami dowiedzieć, kiedy dołączycie do Darka na kolejny rejs. Ja byłam, doświadczyłam i z pewnością wrócę… Karaiby czekają?
Darku, dziękuję za fantastyczne 10 dni w doborowym towarzystwie na wypasionym, niemałym katamaranie!”
Oto fotorelacja z tego etapu z serii naszych rejsów wzdłuż wybrzeży Majorki.